Czy sztuka powinna być zaangażowana, walcząca, zmieniająca świat? Cóż, o ile tego chce.
To narastało już od jakiegoś czasu; mówiono o naturalnej lewicowości sztuki krytycznej, o prawicowych konotacjach tradycjonalistów, ale gdzieś w tle, w domyśle... Aż w końcu szlam sejmowych korytarzy przesączył się do Artświata i zapłonął tu dumnymi kolorami zgnilizny i rozkładu. Polityczny kolor sztuki stał się dziś wyrazisty i rzucany na pierwszą linię odbioru.
Znakiem czasu są tu wystawy THYMÓS. Sztuka gniewu 1900 – 2011 i Nowa Sztuka Narodowa pokazujące (lub „pokazujące”) sztukę prawicową, niejako opozycyjną wobec dominującej dziś w nurcie głównym lewicującej narracji. Podział to oczywiście sztuczny i spłycający, ale cóż... Ometkowanie się dokonało.
A zaraz potem skończyła się dyskusja o wartościach artystycznych – skoro dziełu lub twórcy towarzyszy wyraźna metka to po co podchodzić bliżej? Po co rozmawiać o jakości artystycznej propozycji skoro ważniejsze staje się, po której stronie barykady dany twórca stoi? Co za wygoda i jakże poręczne narzędzie.
Wolności wypowiedzi artystycznej nie towarzyszy już wolność odbioru. Słowo krytyki wobec obecnego panteonu natychmiast jest piętnowane, krytyczny widz zaliczony w poczet prawicowych oszołomów. Ometkowany.
Kiedyś jednym z możliwych aspektów sztuki było pobudzanie odbiorcy do myślenia. Ach, ta szalona młodość!
To narastało już od jakiegoś czasu; mówiono o naturalnej lewicowości sztuki krytycznej, o prawicowych konotacjach tradycjonalistów, ale gdzieś w tle, w domyśle... Aż w końcu szlam sejmowych korytarzy przesączył się do Artświata i zapłonął tu dumnymi kolorami zgnilizny i rozkładu. Polityczny kolor sztuki stał się dziś wyrazisty i rzucany na pierwszą linię odbioru.
Znakiem czasu są tu wystawy THYMÓS. Sztuka gniewu 1900 – 2011 i Nowa Sztuka Narodowa pokazujące (lub „pokazujące”) sztukę prawicową, niejako opozycyjną wobec dominującej dziś w nurcie głównym lewicującej narracji. Podział to oczywiście sztuczny i spłycający, ale cóż... Ometkowanie się dokonało.
A zaraz potem skończyła się dyskusja o wartościach artystycznych – skoro dziełu lub twórcy towarzyszy wyraźna metka to po co podchodzić bliżej? Po co rozmawiać o jakości artystycznej propozycji skoro ważniejsze staje się, po której stronie barykady dany twórca stoi? Co za wygoda i jakże poręczne narzędzie.
Wolności wypowiedzi artystycznej nie towarzyszy już wolność odbioru. Słowo krytyki wobec obecnego panteonu natychmiast jest piętnowane, krytyczny widz zaliczony w poczet prawicowych oszołomów. Ometkowany.
Kiedyś jednym z możliwych aspektów sztuki było pobudzanie odbiorcy do myślenia. Ach, ta szalona młodość!