
Stali się antybohaterami polskiej sztuki, ich nazwiska wypowiada się z drwiną, włącza w szydercze paszkwile i słowniki.
Duda-Gracz, Beksiński, Starowieyski...
Dlaczego? Co uczynili, że teraz pamięć po nich ścigają furie, niczym św. Jerzy smoka, a litery nazwisk wyskrobuje się z papirusów?
Byli metafizyczni, osobni, jak wielu innych, więc to raczej nie to.
Ich warsztat był wysokiej próby, trudny do prześcignięcia, to się dziś nie podoba ale to zbyt mało żeby ściągnąć odium. Więc skąd taka zajadłość?
Ich sztuka nie wymagała tłumacza, nie musiały jej wspierać stosy opasłych tomów wypełnionych zawiłymi analizami teoretyków, obrazy nie nabierały sensu dopiero rozjaśnione uczonym słowem... A mimo to ich wizje opuściły hermetyczną kapsułę artświata i zdobyły udział w masowej wyobraźni.
Tego się nie wybacza.