
Lubimy smak krwi. U źródeł tej refleksji legła ciekawa dyskusja ze
strasznejsztuki gdzie spierano się czy i na ile sztuka może żerować na dramatach, śmierci i cierpieniu konkretnych ludzi. Czy to etyczne, moralne i "w słusznej sprawie"?
Andrzej Biernacki zauważył:
"(...)od stuleci ludzie to robią. Choćby w liczonych na kopy "Ukrzyżowaniach". Nie tylko nie mam im tego za złe, ale jestem wdzięczny za krucyfiksy: Velazqueza, Bacona, Ćwiertni, Sempolińskiego... Zamiana dramatu, pospolitej zbrodni w dzieło, w inne przeżywanie, ładowanie akumulatorów. Jednoznaczność, wręcz oczywistość faktu, zamieniona w wielowymiarowy twór dzieła przy użyciu niegłupiego instrumentarium. this is it, czego nie chcą zauważyć ci, co im homosłoń na jaja nadepnął. Teraz jest moda na przemianę jednoznacznego w jednoznaczne, zw. łopatologią"
Tak właśnie jest. Przestaliśmy tylko o tym pamiętać.
Faktycznie sztuka używa człowieka, jego śmierci i tragedii od zawsze. Raz alegorycznie w przywołanych wyżej przedstawieniach religijnych, raz konkretnie odnosząc się do rzeczywistych wydarzeń (choćby "Rzeź na Chios"). Z etycznego punktu widzenia jest to nie do obrony, z estetycznego jak najbardziej. Bo rzeczywiście, dawne przedstawienia wychodziły poza jednoznaczność osiągając wspomnianą wielowymiarowość, głębię etc.
Czyli wszystko to co przy okazji maskowało moralną dwuznaczność.
Dzisiaj wieloznaczności nie ma, estetyczną ucztę zastąpił prymitywny fast-food. Ale nadal podstawą dania jest ciało i krew.
Zawsze tak było, wzruszaliśmy się czyjąś tragedią dopiero znęceni zapachem krwi i smakiem trupa.
Współczesny artystyczny fast-food razi, dosłowna lub toporna forma wywołuje sprzeciw, jednak nie jest to sprzeciw wobec opowiedzianej historii lecz wobec samego dzieła i artysty, który je serwuje. Bez przypraw i dodatków smakuje to podle.
I może tu są psy pogrzebane - deklarujemy że sztuka powinna być etyczna, nie krzywdzić, pokazywać zło świata by mu zaradzić, uwrażliwiać, że umysł powinien być pełen dobroci, ale...
Ale to nieprawda.
Może to nie makabra jest środkiem do ukazania dramatu, może to dramat jest środkiem i alibi do ukazania makabry? Może to właśnie nęci nas do trudnych problemów? Może bez krwi powlekającej gorzkie pigułki kłopotliwych kwestii nie weźmiemy ich do ust?
Jesteśmy kanibalami. Od zawsze. Patrzymy na kolejne ukrzyżowanie, a krew ścieka nam po brodach.