poniedziałek, 25 maja 2009

Zapach krwi II

Niedawne spory o cenzurę i wolność sztuki, które wybuchły przy okazji spraw Fussa i Żemojdzin przypominały ponury spektakl... Spektakl zgrany do cna i wystawiany z poczucia obowiązku.
Zasady konstrukcji dramatu i dobór obsady są stałe - niepokorny artysta i dzieło prowokujące, chór aktualnie nim oburzonych i drugi chór, nieco cichszy, obrońców wolności sztuki. Kilka aktów - wystawa, potępienie/likwidacja, pieśń o zdeptanej wolności, bohater schodzący ze sceny w glorii męczeństwa i aurze heroizmu...
I wszyscy mamy wryte w mózgi jego nazwisko. Nezależnie czy byliśmy admiratorami jego twórczości. Sama idea dzieła gdzieś się przy tym gubi, dyskutowana jest wyłącznie uniwersalna kwestia wolności.
Kwestia jakości artystycznej propozycji również schodzi na dalszy plan (choć staje się wygodną drogą ewakuacji dla bardziej koniunkturalnej części ludzi sztuki, którzy unikają dyskusji stwierdzając, że "w zasadzie nie ma o czym mówić bo praca jest po prostu słaba").

Rodzi się kolejny męczennik artświata.

Oczywiście nie zarzucam tu cynicznej gry cenzurą wszystkim twórcom, którzy padli jej ofiarą, (a zwłaszcza artystom dopiero kończącym studia, wyjście spod klosza uczelni i pierwsze zaczerpnięcie powietrza zewnętrznego świata często kończy się bolesnym kaszlem i pluciem krwią) jednak mam wrażenie, że część artystów używa prowokacji z pełną premedytacją. Ciemna strona Mocy jest szybsza...
I cynicznie wykorzystani są tutaj wszyscy - swiadomie obrażona publiczność (obrażać trzeba solidnie aby wywołać ryk oburzenia zamiast zupełnie zbędnej, kulturalnej polemiki), ludzie sztuki, zobligowani tutaj do obrony swobody wypowiedzi (niezależnie czy się z daną wypowiedzią identyfikują) i media, które unieśmiertelnią nazwisko prowokatora.
Więc jak poruszać tematy trudne? Cóż, to zależy czy naprawdę chcemy o nich rozmawiać...
Jeżeli nie, śmiało - zdepczmy tabu i sztandary, naplujmy na ich ołtarze!

Tylko darujmy sobie potem spojrzenie zranionej sarny...

8 komentarzy:

  1. Musimy odróżniać sztukę od sztuki zaangażowanej politycznie, gdzie sztuka jest środkiem, a nie celem, z tej perspektywy należny patrzeć na rezultaty. Tu zawsze będą ostre starcia. W takiej sztuce chodzi o to, by zwrócić uwagę na problem jak największej ilości ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasne. Sztuka może być RÓWNIEŻ publicystyką, jednak często dzieło tworzone jako dodatek do tezy jest na tyle słabe, że staje się JEDYNIE publicystyką. To właśnie mnie irytuje, ta pretekstowość dużej części dzieł prowokacyjnych, jakby to zwalniało twórcę od dbałości o poziom artystyczny, klarowność przekazu itp. Chyba że chodzi tylko o prowokację...

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytasz o poruszanie tematów trudnych - ja mam wrażenie, że ludzie coraz bardziej nie chcą, boją się tego, może uznają to za nie-marketingowe. Może to zresztą jest własnie główny powód tej niechęci...
    A na marginesie - strasznie fajny blog i fajne obrazki. Mogę je wykorzystać u siebie na blogu???
    pozdrawiam - Izakow

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ oczywiście!

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Polityka posługuje się sztuką jak narzędziem od zawsze.
    Polityk wystawiając obrazy w galerii nie jest artystą, tak jak Wajda nie jest malarzem (profesjonalistą).
    To nie technika czy miejsce definiuje działanie lecz cel.
    Cel=dzieło:
    Piękne lub ważne = sztuka. Oceniamy artystyczność.
    Wywołujące skutek = polityka. Oceniamy skuteczność.
    Odkrywające fakty lub prawa = nauka. Oceniamy prawdziwość.
    Mówiące o sztuce, nauce, polityce = publicystyka. Oceniamy erudycję i rzetelność.

    Sami zdecydujcie kto czym się zajmuje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ps. To temat na dłuższą dyskusję.
    Uważam, że "dzieło tworzone jako dodatek do tezy" w ogóle nie powinno być rozpatrywane jako sztuka, lecz jako to czego dotyczy teza. Żemojdzin bada zachowania, a więc mamy socjologię z psychologią. Wizualizuje, pokazuje w galerii, studiuje na ASP? Czy jestem lekkoatletą kiedy biegnę, kiedy ćwiczę na stadionie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam wybór u siebie, lub u Pana. Będzie długo i u Pana, liczę na wyrozumiałość. :)

    Pisze Pan " I cynicznie wykorzystani są tutaj wszyscy - świadomie obrażona publiczność (obrażać trzeba solidnie aby wywołać ryk oburzenia zamiast zupełnie zbędnej, kulturalnej polemiki), ludzie sztuki, zobligowani tutaj do obrony swobody wypowiedzi (niezależnie czy się z daną wypowiedzią identyfikują)".
    Mamy zwyczaj utożsamiać się z atakowanymi artystami i umyka naszej uwadze fakt, że działanie jest „cyniczne”. Cynizm jest zawarty w słowie prowokacja. Czerwona płachta sprowokuje byka. Ten kto idzie między byki z czerwoną płachtą powinien brać to pod uwagę reakcję byka. Nie wierzę, że nie bierze.

    Zobligowani do obronny czy pamiętamy, że obrona swobody wypowiedzi nie jest tożsama z obroną każdej wypowiedzi?
    Wolność wypowiedzi, jeśli jest prawem, w takim samym stopniu przysługuje twórcy jak odbiorcy. Jeśli widz został obrażony, naruszono jego wolność. Wtedy stając w obronie obrażającego odmawiamy praw obrażonemu. Dobrze byłoby zastanowić się, czy obrażony został obrażony, czy jest nadwrażliwy lub obrażalski i dopiero wtedy wyrokować.

    Przyznając twórcy wolność bezwarunkową, odbieramy ją odbiorcy i cała nasza walka o wolność wypowiedzi staje się fikcją. Walczymy o przywileje dla pewnej grupy. W tym przypadku dla artystów.
    A przecież moja wolność kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Tylko wtedy mówimy o prawach, więc kiedy ktoś ma prawo robić rzeczy, których nie wolno robić innym to co? Czy powinniśmy stawać murem za kimś kto narusza wolność innych?

    Zapytacie pewnie jak w takich warunkach walczyć z nieprawością? Zawsze umiejętnie. Potrzebny jest warsztat i szacunek dla innych, a wtedy sposób się znajdzie, choć zgadzam się, że nie zawsze dość skuteczny, że czasem trzeba włożyć kij w mrowisko. To zawsze kwestia taktu, wyczucia, świadomości i osobistej decyzji, która pozwala nam zaakceptować oddźwięk.

    Fuss np. mnie przekonał. Dlaczego? Bo nie użala się, nie wzywa pomocy, nie krzyczy „cenzura”. Rzeczowo ocenił sytuację, a dlatego, że zapewne miał rację w kwestiach formalnych nie mogli mu nic zrobić (galerii także). Stwierdził, że „mieli inne środki”, bo mieli.

    Pozostali artyści mnie nie przekonują. Ich prowokacje są wypadkiem przy pracy, a nie działaniem celowym jak Fussa. Są robieniem swojego bez zwracania uwagi na fakt, że inni mają takie same jak artysta prawa, że są inni, że inni są inni.
    Np. przywołana Żemojdzin stawia tezy, które nie mają nic wspólnego ze sztuką, realizacja ma charakter etyczny, a więc AŻ powinna wziąć pod uwagę punkt widzenia innych osób. Nie bierze i ponosi konsekwencje. Jest zdziwiona. Fuss nie jest zdziwiony. On wie, że są antagoniści, że mieli inne środki, natomiast AŻ nie rozumie, że przekroczyła pewną granicę i powinna się była przygotować na atak. Powinna mieć mocne argumenty. Fuss ma, nie musimy się z nim zgadzać, ale to są argumenty.

    Nie chodzi mi o to, żeby pastwić się nad artystami. To raczej środowisko artysty utwierdza go w przekonaniu o nietykalności, a ten daje się wmanewrować, a potem wszyscy umywają ręce. Pomoc kończy się na świętym oburzeniu i gołosłownych deklaracjach.

    Pisze Krytykant, że „tamtej batalii polska sztuka współczesna wyszła mocniejsza, a nie słabsza” a ja się nie zgadzam. Z tamtej batalii sztuka wyszła z przywilejami. Zwykły Kowalski nie ma takich samych praw jak artysta oficjalny. Dlatego być może Kowalski nie zabiera głosu w rozmowach na trudne tematy. Odebrano mu głos, co trafnie zauważa Pani Iza „ja mam wrażenie, że ludzie coraz bardziej nie chcą, boją się tego”. Ludzie nie są durniami i wiedzą kiedy ktoś ma rację a kiedy przywilej racji.

    No i ludzie wiedzą, że te "trudne tematy" to piana, że nikt tak naprawdę nie wnika w problem, każdy się tylko ślizga po powierzchni, byle tylko temat był dość trudny, żeby odbiorca się poślizgnął, ludzie czytają między wierszami, że robi się marketing, że "trudność" to marchewka.

    OdpowiedzUsuń
  8. SKORYGOWAŁAM.

    OdpowiedzUsuń